Gruz Rally Adventure 2022 – BIH, Montenegro.
Przybylismy, zobaczyliśmy, zwyciężyliśmy… no prawie.
Nieważne zresztą, bo jak wiadomo historię piszą ci, którzy przeżyli. My przeżyliśmy, co do końca nie wydawało się wcale tak oczywiste.
Wielka bałkańska przygoda Gruz Rally Adventure dobiegła  końca. Wszystkie załogi dotarły do kraju, jedne szczęśliwie, inne mniej, a Pan Prezes Ignacy ze swoim asystentem zażywa kąpieli i spłukuje z siebie kurz gdzieś w dawnym księstwie Raguza.
Co to jest Gruz Rally (i dlaczego wciąż musimy to tłumaczyć)?
To rosnąca ciągle grupa popaprańców i osób niestabilnych emocjonalnie oraz finansowo, które umyśliły sobie, że do wypraw offroadowych nie jest potrzebny samochód terenowy. Być może to wynik biedy, być może kompleksów, ale jest cień szansy, że to rodzaj poszukiwania nowych wyzwań i przygód. Trochę poza ogólnie przyjętym w środowisku off-road schematem: duża i ciężka terenówka, kurnik na dachu, meblościanka z lodówką w bagażniku, stal, dużo stali i gadżetów nigdy nie użytych. Snorkel, bo wiadomo – rzeki w porze deszczowej to nie przelewki, kangur – na rumuńskie torbacze. No i 120 litrów ropy. Wiadomo – w dzikich krajach Europy wschodniej to trudno jest o paliwo, a 3,5 tony ma swoje potrzeby. Prawdziwy offroader także, ale na szczęście nie zawsze  dymi po spożyciu, bo nieraz ciężko wstać z krzesełka po trudnym dniu w klimatyzowanym czołgu
Naszą alternatywą jest powrót do korzeni. Skoro lokales potrafi dojechać do odległych od asfaltu przysiółków starym Golfem, Zastawą, czy, o zgrozo! skuterem – to i my damy radę.
W skrócie: kupujesz starego gruza za jedną proletariacką wypłatę (może to być i jednoślad), coś poprawisz, coś popsujesz, coś przyczepisz trytytkami, albo jak już na bogato – srebrną taśmą. Dolejesz oleum do generatora ciągu, kupisz jakieś małe oponki AT/MT, byle nalewki, bo nowe przekraczają wartość pokraka. No i bieda lift na podkładkach.
Warto też pomęczyć się z osłoną miski/skrzyni, nawet, jak miska jest wysoko. Chociaż są wśród gruzowej braci tacy, którzy lubią rosyjską ruletkę 😁
Do bagażnika wrzucasz namiot z Lidla, a jak chcesz błysnąć przed dziewczynami, to dwusekundówkę z Decathlonu. Niech wiedzą, że szybki z Ciebie Lopez i lubisz markowe rzeczy. Jakieś konserwy, może majtki, klapki, zapas piwka na dojazd, bo na miejscu  i tak codziennie coś zimnego się w lokalnym sklepiku znajdzie, więc wożenie lodówki zostawmy magnatom offroadu. Albo naszemu koledze – Świstakowi, który co wieczór częstuje chętnych angielsko-afrykanerskim zestawem na malarię, czyli gin+tonic.
No dobrze, to tyle na temat idei.
Czego uczy nas Gruz Rally?
Jest kilka prawd, które sprawdzają się co roku na naszych wyprawach. Pierwszy dzień jest zazwyczaj Dniem Miski Olejowej. Wypada zawsze w imieniny Zdzisława aka „Miskę Mam Wysoko”.
Inną zasadą, obowiązującą na dłuższych, zagranicznych wyjazdach, jest tzw. kryzys dnia trzeciego. Jest to święto ruchome, zależne również od aktualnej fazy księżyca, cyklu uczestniczek i ilości kurzu w zębach wszystkich z nas. Niektórzy przechodzą to już dnia drugiego (zepsuty wentylator chłodnicy w Xantii) innych depresja, rezygnacja, delirka i mordercze myśli dopadają dzień lub dwa później. Są oczywiście wśród nas ludzie – cyborgi. Tacy uczestnicy przejeżdżają całą imprezę bez momentu zwątpienia, upalając sprzęt do końca, nawet jeśli kończy się to na lawecie spod Sarajeva do Bydgoszczy. Tak… ten wyjazd pozostanie na długo w naszej pamięci. Ilość zdarzeń, obfitość typów osobowości
(i osobliwości), urozmaicony sprzęt (od 25-letnich motocykli, przez Cinquecento do VWT4 i Sharana).

Skoda Felicia ekipy Żuczków – ona ma p…dolnięcie

Łatwa (jak się mnie, jako organizatorowi wydawało) trasa, na której jednak trzeba było zmierzyć się z przeróżnymi trudnościami terenowymi, błędami w roadbooku (ekstra ficzer – podkład profesjonalny, bez linii melodycznej), wyzwaniami mentalnymi i gwałtownymi zmianami pogody. Całość okazała się na tyle forsowna, że wszystkie kratki roadbooka pokonało tylko kilka załóg.

Xantia Agi Bzyka pod Velkim Vitorogiem – tu akurat nie jest zepsuta

A było to tak:
Spotkaliśmy się w sobotni, czerwcowy wieczór w północno-wschodniej Chorwacji, w gospodarstwie agro/kempingu „Tradicije Čigoč”. W tym roku było sporo nowych twarzy, więc integracja była, jak się patrzy, a nawet lepiej.
O trudnym poranku odbyła się odprawa, rozdanie roadbooków i koszulek (pamiętaj, weź chociaż jedną swoją z domu na zmianę), czapeczek itd. W końcu, w małych pododdziałach, karawana ruszyła. Wzdłuż rzeki Sawy do granicy z Bośnią, potem asfaltami i szutrówkami, przez zaminowane ciągle jeszcze lasy, do PN rzeki Una, której cudne wodospady mieliśmy okazję podziwiać z bliska także następnego dnia. Po noclegu na campie nad rzeką udaliśmy się na rafting, który obfitował we wrażenia, zwłaszcza na początku. Kilka pokonanych progów wodnych,  w tym jeden o wys.6m, podniosło poziom testosteronu naszym samcom do wartości niespotykanych w przyrodzie. Dziewczyny  zadowolone 😉

Rafting na rzece Una – dobre to było, oj dobre…

Testosteron 110%

Tego dnia  w nocy dojechał też do nas spóźniony Kuba z Dagmarą.
To jedni z weteranów Gruz Rally, wyjechali prosto z wesela szwagra-siostry-ciotki-kumpla
i z Bydgoszczy dojechali na strzał do Bośni. Da się?
Kolejne dni to lekki offroad w drodze nad jeziorko Šatorsko (świetne miejsce na kąpiel i zmycie z siebie kurzu), potem długie szutry i wspinaczka na Velki Vitorog, gdzie część ekipy została na noc w ruinach starej bazy Armii Jugosławii. Przez zapomniane i opuszczone wioski w okolicach Kupres docieramy górami nad Ramsko Jezero, stołujemy się w zaprzyjaźnionej restauracji i śpimy w pokojach, a także nad jeziorem. Znaczy, jak się okazało, nad jeziorem za bardzo nie dało się wyspać, z powodu dynamicznie i nieco ponad miarę rozwijającej się integracji. No cóż, ważne, że żyjemy.
Kolejny dzień to offroadowy dojazd do Mostaru z przepięknymi widokami po drodze. Mostar fajny, jak to Mostar, ale w czerwcu przynajmniej nie ma jeszcze tłumów, no i bosanska kafa z baklawą pod mostem smakuje wybornie. A w ogóle to słuchajcie, oni tam mają cukier!

Gruz Rally Family – Misiek i Iggy (1,33 roku)
Mostar

Nocleg na kempingu nad lodowatą, krystalicznie czystą Buną. Mili gospodarze, ciekawscy francuscy i niemieccy sąsiedzi z campu, dobre jedzenie i zimne piwko w barze tuż nad rzeką. W zasadzie moglibyśmy tam zostać do października, ale halo! nie jesteśmy na wczasach – jest trasa do zrobienia, a gruzowe ekipy to nie miękiszony i nie pękają na robocie. Niektórzy nawet jeszcze robią sobie w upale trekking do starej tureckiej twierdzy, co omal nie skończyło się  kolegi Zdzisława zejściem 😆

Kolejny dzień to wyjątkowo widokowe i trudne nawigacyjnie kratki roadbooka, prowadzące przez pasmo Zelena Góra, gdzie śpimy w pięknym kotle nad jeziorem. Teraz już będzie z górki, dojazd nad Tarę, granicą z Czarnogórą, ostatni nocleg imprezy, czyli zielona noc.

Frontmołszyn to też mołszyn

Rano zostaje już tylko się pożegnać, a przed nami kosmiczny Durmitor. Kto był, ten wie, że to chyba najbardziej malownicze pasmo górskie na Bałkanach, w zasadzie łatwo dostępne do eksploracji szutrówkami i asfaltem. To wisienka na torcie tej wyprawy i chyba nikt nie jest zawiedziony, że dotarł aż tak daleko 👍
Dziewczyny i chłopaki z Gruz Rally pokonali w 9 dni ponad tysiąc km roadbooka, a z dojazdem i powrotem niektórym pękło 4500km na licznikach. Tym większe uznanie, że dokonali tego w gratach za kilka tysięcy złotych, o mocy kilkudziesięciu koni mechanicznych, niejednokrotnie bez klimy i filtrów kabinowych, z kurzem w zębach i uśmiechem na umorusanej twarzy. Do historii przejdą nocne reanimacje Xantii, klejenie poxiliną miski Sharana, czy codzienne dolewki oleju do Hondy. Ale co było na Gruz Rally, zostaje na Gruz Rally. Wszystkiego opisać słowami opisać zresztą nie sposób.
Panie i Panowie – należą się Wam szczere gratulacje, niezależnie od
tego, czy zaliczyliście całość, czy gdzieś tam zrobiliście skrót. Ważne, że sprostaliście wyzwaniu
– przetrwaliście, udźwignęliście rzeczy nie do udźwignięcia i szczęśliwie dotarliście do domów. Teraz zasłużony, choć krótki wypoczynek i czekają na Was telewizje śniadaniowe, influenserzy jutubowi oraz jak wszyscy wiecie – specjalny cykl Netflixa.
Nie zapominajcie też o młodzieży szkolnej – nieście kaganek Gruz Rally podczas wizyt w szkołach i na akademiach.
Takie bowiem będą rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie.
Widzimy się na kolejnych imprezach  – w kraju z cyklu „Gruzy w Terenie” i za granicą (wrześniowa, jesienna wyprawa po chrust – III Gruz Rally Romania 2022).
Druh Misiek